Ze wspomnień nauczycieli
Helena Jurczyńska - nauczyciel naszej szkoły w latach 1969-1973
Rok szkolny 1970/71
TO PRZYGOTOWANIE DO ROZPOCZĘCIA PRZYSZŁEGO ROKU SZKOLNEGO 1971-1972 W NOWEJ SZKOLE
NADLEŚNICTWO TRZCIANKA I NADLEŚNICZY PAN DR BARTOL TO „PRZYJACIELE SZKOŁY PODSTAWOWEJ W RYCHLIKU”
Wspomnienia sprzed 50 lat
Rosną mury nowej szkoły w oczach.
Pracują budowlańcy z Kombinatu Budowlanego z Piły.
Od początku roku szkolnego 1979-71 kierownik szkoły Bogdan Jurczyński musiał przygotować plany i preliminarz na całkowite wyposażenie szkoły w sprzęt i pomoce. Musiał zaplanować wyposażenie, koszty każdej z klas w zależności od rodzaju przedmiotu i programu nauczania w poszczególnych klasach od I do VIII.
Były meble , różnego rodzaju pomoce naukowe, sprzęty.
Musiał kontaktować się z Inspektorem Oświaty w Trzciance, Kuratorem Oświaty w Poznaniu, a także Centralą „CEZAS”. Chodziło o jak najbardziej rozsądne wykorzystanie funduszy, które były ograniczone. Wymagało to częstego wyjazdu rowerem do Trzcianki, Siedliska, aby dojechać do Poznania. Nie było autobusów, którymi można było dojechać. Pozostawał rower.
Z pomocą przyszło Nadleśnictwo w Trzciance, a szczególnie Pan Dyrektor Nadleśniczy Bartol. Do tej pory Leśnictwo pomagało uczniom w różny sposób. Wiedząc o trudnościach komunikacyjnych kierownika szkoły ofiarował pomoc, przy załatwianiu spraw urzędowych w Trzciance i Poznaniu dowożąc Pana kierownika lub wysyłając samochód.
W Rychliku w roku otwarcia szkoły nie było zakładów pracy. Był sklep, zlewnia mleka, kościół. Większość rodziców była rolnikami lub wyjeżdżali do pracy w Trzciance, Siedlisku. W szkole uczyły się dzieci ze Smolarni – baza pracowników pracy ich rodziców – leśnictwo. Ich rodzice byli pracownikami „ludzie lasu”. Pracowali w lesie jako drwale, pilarze, gajowi, leśnicy, pracownicy biurowi oraz transportowcy.
Bardzo często, gdy zbliżał się początek nowego roku szkolnego, a budowlańcy kończyli oddawanie budynku, bardzo często, a nawet kilkanaście razy wyruszał samochód z Nadleśnictwa z kierownikiem szkoły do „Cezasu” w Poznaniu po drobny sprzęt, pomoce naukowe, sprzęt sportowy – wyposażenie pracowni. Meble – stoły, szafy, krzesła, ciężki sprzęt przywoziły samochody ciężarowe.
Pomoc Pana Nadleśniczego i całego Nadleśnictwa była pomocą z dobrego serca uczniom, kierownikowi szkoły, a także władzom oświatowym.
Należy się wielkie podziękowanie przyjaciołom Szkoły Podstawowej w Rychliku. Pomogli nam wtedy ludzie lasu kochający dzieci i przyrodę”. Pomogli swoim i innym dzieciom. Mogliśmy ich wtedy nazywać „Prawdziwymi Przyjacielami Szkoły”.
Szkoła była na otwarcie świetnie przygotowana - nowa, świeża, czysta, wyposażona w taki sprzęt, o którym nauczyciel mógł marzyć.
Za dwa lata w 1973 r. kończyliśmy z mężem pracę w Szkole Podstawowej w Rychliku. Przeprowadziliśmy się do Stobna do Szkoły Filialnej – powstawały wtedy zbiorcze szkoły gminne.
Smutno było nam patrzeć, jak wywożono meble, sprzęt do Szkoły w Siedlisku, a przywożono do Rychlika „smutne, doświadczone” meble.
Helena Jurczyńska - nauczyciel naszej szkoły w latach 1969-1973
Rok szkolny 1971/72 - otwarcie nowej szkoły
Uroczystość odbyła się w piękny, słoneczny dzień. Uczniowie czekali na nowe życie szkolne. Ich dotychczasowe mieściło się w dwóch starych budynkach. Pomieszczenia były małe i ponure.
„Nowa szkoła” reprezentowała się od zewnątrz jako duża, słoneczna, z boiskami. Okna były duże. Dowiedzieli się od nauczycieli, jakie będą sale lekcyjne, pracownie. Nie mogli uwierzyć, że będzie zastępcza sala gimnastyczna, kuchnia, stołówka, bogato wyposażone pracownie – do zajęć praktyczno-technicznych; pracownia biologiczno-chemiczna; łazienka z prysznicami, biblioteka kotłownia.
Przy szkole były dwa mieszkania dla rodzin nauczycielskich.
Na moment rozpoczęcia inauguracji czekali uczniowie, rodzice, nauczyciele. Czekali na gości, którzy mieli uczestniczyć w otwarciu progów nowej szkoły – przecięciu wstęgi.
Po uroczystym powitaniu uczniów, rodziców, gości i ich wystąpieniu Pan Dyrektor Bogdan Jurczyński zaprosił gości do obejrzenia całej szkoły już „urządzonej” oraz mieszkań nauczycielskich.
Uczniowie i rodzice obejrzeli całą szkołę i zasiedli w ławkach w swoich klasach.
Wśród gości byli przedstawiciele:
- Inspektoratu Oświaty w Trzciance;
- Wykonawców- Dyrekcji Kombinatu Budowlanego w Pile;
- Sekretarza Urzędu Gminy w Siedlisku – który był najbliższy w pomocy szkole w czasach budowy;
- Władz Trzcianki;
- Przedstawicieli ZSL,
- Związku Nauczycielstwa Polskiego w Trzciance;
Sympatycy szkoły – LZS.
Po uroczystości odbyło się spotkanie przy kawie, które przygotował Komitet Rodzicielski dla przybyłych gości.
Smutno nam był Helenie i Bogdanowi Jurczyńskim rozstawać się w sierpniu 1973t. W Rychliku zagościliśmy się w 1969 roku, najpierw Bogdan (po zastępstwie Dyrektora Szkoły Podstawowej w Siedlisku). Zamieszkaliśmy w domu Pani Nowakowej, która prowadziła zlewnię mleka.
Trudno było rozstawać się z dziećmi – uczniami, rodzicami, mieszkańcami Rychlikami. Mieliśmy nadzieję na „nowe życie” zawodowe i rodzinne. Zdążyliśmy „zaprzyjaźnić się” z Rychlikiem.
W 1973 władze oświatowe wprowadziły nowy system organizacyjny oświaty w Polsce – Szkoły Zbiorcze – Podstawowe. Do roku 1973 Szkoła Podstawowa w Rychliku była szkołą 8-klasową. Nastąpiła zmian organizacji – obniżenia progu na klasy I-IV, V-VIII. Uczniowie zostali podzieleni na Szkołę Filialną w Rychliku i Zbiorczą Szkołę w Siedlisku. Tak samo zostało podzielone, rozbite grono pedagogiczne.
W szkole pracowały 3 małżeństwa nauczycielskie – Helena i Bogdan Jurczyński; Leokadia i Adam Kordkowie; Maria i Marian Jaskułowie. Dwa małżeństwa zostały przeniesione do małych szkół. Małżeństwo Jurczyńskich do Punktu Filialnego Zbiorczej Szkoły Gminnej w Trzciance do Stobna. Małżeństwo Jaskułowie zamieszkali w Kocieniu Małym – pracowali w Zbiorczej szkole w Dzierżąźnie Wielkim. Były te małżeństwa przeniesione niby „z własnej woli, na własną prośbę” – tak jest zaznaczone w umowie o pracę.
W roku 1973 wraz z naszym odejściem z Rychlika we wsi pojawił się autobus. Zaczęło się „połączeniem ze światem” bo byliśmy jako wieś „odcięci komunikacyjnie-pasażersko” od Trzcianki, Siedliska. Były też możliwe dojazdy do Siedliska – do stacji kolejowej, a stamtąd „w Polskę”.
Dla nas jako młodego małżeństwa Rychlik był drugim etapem życia zawodowego i rodzinnego. Pierwszym etapem było Siedlisko, tu poznaliśmy się w szkole, zawarliśmy związek małżeński. Drugim była praca w Rychliku i mieszkania – w wynajętym mieszkaniu i w budynku nowej szkoły (1971-73). Trzecim etapem była praca i mieszkanie w Stobnie (od 1973 do dzisiaj). Bogdan zakończył pracę w szkole w 1999 r, ja – w 2005r.
W swojej karierze Bogdan pełnił funkcje nadzorcze w każdej z tych szkół. Oprócz funkcji zastępcy dyr. Szkoły, dyrektora, kierownika, jego główną pracą było nauczanie i wychowanie swoich uczniów. Mgr Bogdan Jurczyński był nauczycielem matematyki, fizyki, wychowania fizycznego. W swojej karierze zawodowej pracował także dodatkowo ucząc fizyki, matematyki, wychowania fizycznego w innych szkołach – Zespole Szkół Rolniczych w Białej – fizyka, Szkole Podstawowej w Białej. Jego „konikiem” było wychowanie fizyczne. Był działaczem LZS – sport wiejski z uczniami i dorosłymi.
Jesteśmy wdzięczni pracy w Szkole Podstawowej w Rychliku. To w tej szkole w świetnych warunkach mieliśmy okazję do pracy na „wysokich obrotach”. Życie małżeńskie, praca w szkole – nauka dzieci przenikały się. Nadawaliśmy na tych samych falach. Były to nasze cele życiowe. To w Rychliku „połknęliśmy” żyłki pracy nowatorskiej. To tu została zaszczepiona iskra poszukiwania i śledzenia poszukiwania i eksperymentowania z nowymi metodami nauczania z korzyścią dla uczniów. Wychodziliśmy z założenia, że dzieci wiejskie nie mogą być gorsze od miejskich po przyjściu do szkół średnich. Dlaczego dzieci wiejskie mają być w tyle? Rzeczy „NOWE” EKSPERYMENTY pedagogiczne mogą się dziać w wiejskiej szkole daleko „od dużych szos” i dużych ośrodków miejskich.
Stobno, październik 2021 mgr Helena Jurczyńska 1969-1973
„50 – lecie Szkoły Podstawowej w Rychliku 1971-2021”
Helena Jurczyńska - nauczyciel naszej szkoły w latach 1969-1973
KOLONIA LETNIA – DLA UCZNIÓW KLAS V-VIII Z GMINY I MIASTA TRZCIANKA W LIPCU 1973
Została zorganizowana w Szkole Podstawowej w Rychliku w lipcu 1973 roku. Organizatorem był Inspektorat wydziału Oświaty w Trzciance.
Ten wakacyjny wypoczynek był nagrodą dla uczniów osiągających dobre i bardzo dobre wyniki w nauce.
Ideą była praca z uczniem zdolnym. Kierownikiem tej kolonijnej „zabawy” była Helena Jurczyńska – kończąca pracę w Szkole Podstawowej w Rychliku i rozpoczynająca od września 1973 r pracę w Szkole Filialnej z klasami I-IV w Stobnie.
Nadzór pedagogiczny sprawowali dwaj Panowie wizytatorzy – metodycy j. polskiego i matematyki. Mottem wybranym do pogodzenia relaksu, swobody, zabawy było zdobywania wiedzy w czasie odkrywania i poznawania środowiska, w którym się znajdowali – decydował las, woda – jezioro, sport, wycieczki.
Na zdjęciu panie wychowawczynie i kierownik kolonii. Trzeciej nie widać – robiła to zdjęcie.
Uczniowie – letnicy stali się „ROBINANSONAMI NAUKI”. Dzieci podzielone były na 3 grupy. Jedni nazywali „Entuzjaści nauki”, ich totemem była „SOWA”. Druga grupa nazwała się „Klub siedmiu przygód” z symbolem „Latawcy”.
Opiekunkami były trzy wychowawczynie – „świeże” absolwentki Studium Nauczycielskiego dla Wychowawczyń Przedszkolnych w Trzciance. Panie były pełne inwencji, pomysłów – organizatorki, przewodniczki.
Kolonia była taka jak inne kolonie dla dzieci. Większość czasu spędzali w terenie a właściwie słychać ich było tylko w budynku podczas posiłków.
Czas spędzali na zabawach i uprawianiu sportu – szkoła była bardzo bogato wyposażona w sprzęt sportowy. Większość czasu, które wybierały grupy było zwiedzanie okolicy, wycieczki do lasu, podchody. Poznawali pobliskie małe miejscowości otoczone lasami Smolarnię i Mokrzycę.
Pogoda sprzyjała, było wyjście nad jezioro na kąpiele słoneczne, wodne. Wyjście nad jezioro i kąpiel były pod nadzorem lekarza, kierownika kolonii i wychowawczyń.
Nad jeziorem Wygoda – brunetka stojąca w wodzie (z prawej strony) to wychowawczyni jednej z grup
Obsługa dbała też o dobre samopoczucie dzieci. Kilka kucharek gotowała smaczne posiłki. Dbał też pan intendent o towar, pan kierowca dowożący towar, pan woźny-palacz dbający o porządek i ciepłą wodę do kąpieli pod natryskiem. Kierowcę przysłało Kuratorium. To ono też sfinansowało pobyt dzieci.
Miejsce kolonii było idealne do odpoczynku. Wieś Rychlik jest wsią odległą od dróg komunikacyjnych do momentu otwarcia nowej szkoły do 1971 r. Do Rychlika można było dostać się od strony Trzcianki rowerem taksówką lub własnym samochodem. Droga ta był „żużlówką”. Podobna droga była od strony Siedliska.
Do roku 1973 nie kursował żaden autobus. Z chwilą likwidacji 8-klasowej Szkoły Podstawowej -1973- wprowadzenia Zbiorczych Szkół Gminnych zaczęły kursować autobusy. Były to dowozy uczniów do szkoły w Siedlisku i pojedyncze kursy dla ludności wiejskiej.
Wieś ciągnęła się przez wiele kilometrów. Zabudowania były po obu stronach żużlówki. Od strony Siedliska ciągnęły się pola. Po drugiej stronie lasy.
Szkoła znajdowała się po stronie leśnej. Były stare budynki szkoły i pojedyncze zabudowania. Na północ i zachód ciągnęły się nieprzebyte lasy z pojedynczymi zabudowaniami leśniczówek, gajówek.
Panowała cisza. Od czasu do czasu przejechał ciągnik lub samochody leśników. Można było się zrelaksować.
Dzieci miały okazję przebywać wśród przyrody, poznawać ją, uczyć się żyć w niej i z nią; poznawać jej tajemnice, a przede wszystkim doceniać jej bogactwo.
Nie na darmo kolonia nazywała się „ROBINSONOWIE NAUKI”.
Szkoła – baza była doskonała do tego wypoczynku. Był to nowy budynek- otwarcie nastąpiło w 1971 r. Widne, słoneczne pokoje – klasy, kuchnia, stołówka, zastępcza sala gimnastyczna, łazienki, prysznice.
Warunki na zewnątrz – boisko do piłki ręcznej, bieżnie, skocznia.
Nie słyszałam wtedy o tego rodzaju koncepcji – łączenia wypoczynku z przygodą, sportem i dozowaną wiedzą o środowisku, w którym się znajdowali i to dla uczniów „zdolnych”. Wtedy zaczynały działać kolonie językowe.
Koloniści ciągle wędrowali, buszowali. Wędrowali pieszo, a także daleko – na wycieczce autokarowej.
Helena Jurczyńska - nauczyciel naszej szkoły w latach 1969-1973
PRZYKŁADY SWOBODNYCH TEKSTÓW – TECHNIKA FREINE.
Z GAZETKI „GŁOS” REDAGOWANEJ PRZEZ UCZNIÓW KLAS VII I VIII SZKOŁY PODSTAWOWEJ W RYCHLIKU W LATACH 1971-72
Zachowała się karta tytułowa
Tych gazetek było kilka, różne strony tytułowe – prace uczniów.
Zachowała się jedna strona tytułowa i kilka tekstów z różnych gazetek.
To w Rychliku był mój start z technikami Freineta, był on nowością, w latach 70-tych w Polsce nauczyciele zaczęli z nimi startować – wzbogacając uczniów, ich uczucia.
Te techniki gazetki swobodnego tekstu stosowałam do końca swojej pracy zawodowej do roku 2005. Z rychlika zachowała się jedna gazetka. Zachowałam ją na pamiątkę, do wyboru było więcej tekstów. Zastanawiam się dlaczego pozostawiłam, te właśnie teksty.
Swobodne teksty były tą technik, dzięki czemu, której poznawałam, czułam moich uczniów, rozumiałam ich.
Z materiałów powstał odczyt – przegląd kilku lat, później redakcja gazetek o różnych tytułach. Aż w końcu duży odczyt „Rozwój technik Freineta – koncepcja myśli pedagogicznej, Stobno 1988”. Był to temat egzaminacyjny – podany przed ubieganiem się o trzeci stopień zawodowy wśród nauczycieli w Polsce. Egzaminowali mnie najwybitniejsi polscy metodycy, psycholog w Instytucie Kształcenia Nauczycieli w Warszawie. Ubiegałam się o drugi stopień, ale ODN w Bydgoszczy zgłosił mnie na trzeci. Koleżanka – autorka podręcznika i ja zdobyłyśmy ten 3 stopień zawodowy z nauczania początkowego.
Teksty z gazetki:
CENA UŚMIECHU
Gdy idziesz do szkoły,
gdy jesteś już w domu,
to bądź wciąż wesoły,
bo uśmiech może pomóc.
Zapamiętaj to sobie,
że uśmiech to zdrowie;
więc uśmiech jak zdrowie jest drogi.
Nie dąsaj się o coś,
co nie ma znaczenia,
a śmiej się nawet do smutnej jesieni.
I wtedy zobaczysz, że wszystko się zmieni.
Maryla W. kl.VII
JESIEŃ
Opadły już liście z drzew, pożółkły trawy łąk, pola zaorane okryły się czarną barwą.
Nie słychać już pięknego śpiewu ptasich chórów, tylko na szarym niebie widać odbicia odlatujących skrzydlatych przyjaciół. Wiatr kołysze nagie drzewa, wiruje kolorami. Gleba jest wilgotna, a na drogach stoją kałuże jesiennego deszczu.
Woda w rzekach i jeziorach jest zimna i rwąca W jej odbiciach nie widać już żadnych zielonych, roślin. Słońce wschodzi późno i nie ogrzewa już tak długo powierzchni ziemi, zachodzi szybko i ziemię ogarnia mrok.
Jesienne wieczory są chłodne i często słychać uderzenia spływających po szybach kropli deszczu.
Na niebie nie ma pięknych zbiorów gwiazd i jasnego, księżyca. Jest ciemno i tylko słychać szum drzew kołyszących się na przenikliwym jesiennym wietrze.
Małgosia P. kl. VII
JESIEŃ
Jakaż to jesień piękna, złota.
Jakaż to pogoda, słota.
Wiatr listki na drzewie powiewa
migocące wśród drzewa.
Ona nam daje znak nadchodzącej zimy,
Jak zawsze co roku o tej samej porze
drzewa zmieniają się w złotym kolorze.
Janek S. kl.VII
MÓJ PRZYJACIEL - PIES
W dzieciństwie bardzo pragnęłam mieć psa.
W wyobraźni widziałam już pięknego, rasowe wilczura...
Pewnego dnia sąsiad przyprowadził do nas jakiegoś zabłąkanego psiaka. Ucieszona wybiegłam na dwór i... aż się cofnęłam. Na schodach stało małe, łaciate i na dodatek brudne zwierzątko.
Marzenia o rasowym wilczurze prysnęły w jednej chwili jak bańka mydlana.
Nie pamiętam już jak to się stało, ale w każdym razie zatrzymałam tego pieska.
Mojemu wymarzonemu psu wyszukiwałam najbardziej oryginalne i dostojne nazwy, lecz on wabił się pospolicie — Azorek.
Polubiłam go i stał się moim nieodłącznym towarzyszem i przyjacielem. Jeszcze dziś pamiętam jego rozumne oczy, słyszę wesołe poszczekiwanie, widzę go biegającego po polach za jaskółkami.
Wtedy przyzwyczailiśmy się tak do siebie, że byliśmy razem od rana do nocy.
Jednak pewnego dnia nie powitało mnie jak zawsze jego radosne szczekanie.
Okazało się, że nie powrócił z samotnej wyprawy.
Wówczas odczułam, czym był dla mnie łaciaty pies - przybłęda.
Potem spełniło się moje dawne marzenie, dostałam ślicznego, rasowego szczeniaka. Ale on choć tak wspaniały, nie dorównał Azorkowi. Był inteligentny i piękny ale całkiem inny niż on - łaciaty psiak o włochatym pyszczku...
"Przyjaźń dwóch - wielka rzecz - serce z sercem w zmowie"
Maryla W. kl. VIII
UROCZYSKO
Szczególnie interesujący jest cichy zakątek zwany uroczyskiem. Nie jest zarejestrowany w przewodnikach turystycznych, lecz w pełni na to zasługuje. Rosną tam przedziwne gatunki kwiatów leśnych a gdy zakwitną to „serce rośnie”’ jak mówił Jan Kochanowski. Miękki delikatny kobierzec urzeka barwami i kompozycją.
Gdy umiera tu drzewo, nikt go nie sprząta z terenu uroczyska, wali się ono na ziemię, wzrastają na nim nowe organizmy, tu nie rządzi człowiek, tu rządzi przyroda...
Gdy odwiedzisz to ustronie, słuchaj tajemniczych opowieści dębów pamiętających czasy Chrobrego, słuchaj jak bije zielone serce przyrody.…
Wynieś z tego spotkania jak najwięcej, lecz nie niszcz tego naturalnego dziewiczego piękna, my nie jesteśmy ostatni, po nas przyjdą inni...
Kiedy poznasz ten zakątek, to pokochasz las tak, jak ja, a w uszach wciąż dźwięczeć ci będą słowa Staffa: „0, cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa w brązie zachodu kute wieczornym promieniem"
Maryla W. z kl.VIIl